Oj dzieje się dzieje w naszej biednej gospodarce. Jest mi niezmiernie miło poinformować, że dnia 03.09.2013 skończył się kryzys finansowy zapoczątkowany gdzieś na przełomie roku 2007 i 2008.
Tak na forum ekonomicznym
w Krynicy oświadczył sam prorok i barometr polskiej gospodarki
Donald Tusk. Swoją optymistyczna ocenę opiera głównie na danych
makroekonomicznych opublikowanych przez GUS, z których wynika, że w
drugim kwartale tego roku osiągnęliśmy wzrost gospodarczy na
poziomie 0,8% i był on wyższy od poprzedniego kwartału o 0,3%.
Jest to chyba najważniejsza przesłanka, która zdecydowała o końcu
kryzysu. Ale czy na pewno?
Na początek przedstawię
grafikę:
oraz w szerszym ujęciu,
od 1996 roku:
Z powyższych danych nie
trudno wywnioskować, że wzrost gospodarczy w ostatnich dwóch
kwartałach jest jednym z najniższych ok 1996r. Więc jeśli w tym
momencie kończy się kryzys, to biorąc pod uwagę tylko wskaźnik
wzrostu PKB – kryzysu nigdy u nas nigdy nie było.
Natomiast na tym samym
forum ekonomicznym premier ogłosił drugą bardzo ważną dla nas
wszystkich decyzję. Chodzi oczywiście o plany związane z
likwidacją Otwartych Funduszy Emerytalnych. Proces ten świadomie
nazywam likwidacją, ponieważ znacjonalizowanie blisko 60% środków
zgromadzonych w OFE i ulokowanych przez nie w obligacjach w dalszej
perspektywie z pewnością doprowadzi do ich likwidacji. Co to
oznacza dla nas, obywateli, którzy skrzętnie ciułają środki na
swoją emeryturę? Ano oznacza to tyle, że święte prawo własności
(do środków, które istnieją realnie) zostało za naszymi plecami
zamienione na bliżej nieokreślone prawo do świadczenia socjalnego
w przyszłości.
Ale zacznijmy od początku.
W 1999r ktoś pomyślał i
stworzył nowy system emerytalny, który składał się z dwóch
podstawowych filarów. Pierwszego, ZUSowskiego - polegającego na
zasadzie umowy międzypokoleniowej co oznacza, że wszystkie nasze
wpłacone środki wypłacamy na bieżące potrzeby. Oraz drugiego
filaru, kapitałowego gdzie zgromadzone pieniądze są magazynowane
oraz inwestowane do czasu przejścia na emeryturę.
Różnica jest taka, że w
przypadku ZUS płacimy na kogoś tu i teraz w zamian otrzymując
nadzieję otrzymania świadczenia w przyszłości, natomiast OFE
posiadają realne pieniądze, które na pewno otrzymamy po przejściu
na emeryturę. O ile rząd nie zdecyduje się ukraść tych
pieniędzy...
Pierwsze kroki w tym celu
miały miejsce w 2011 roku kiedy obniżono składkę do OFE do
poziomu 2,3%. Niestety okazał się to krok nie wystarczający
ponieważ ZUS jako
typowa piramida finansowa posiada wieczny deficyt środków
finansowych zmuszająca rząd aby rękami ministra finansów rok
rocznie dotował tą instytucję.
Podjęto
więc decyzję o „skoku na kasę” zgromadzoną w OFE. Od wielu
miesięcy słyszymy jak kreowany jest czarny PR wokół samych
towarzystw emerytalnych. Nagle dowiadujemy się, że generują dług
publiczny oraz zwiększają deficyt w ZUS-ie. Do tego pobierają zbyt
duże prowizje za nieefektywne zarządzanie powierzonymi środkami.
Tak jak wysokość prowizji może być argumentem trafionym tak te o
długu są wyssane spod brudnego paznokcia. Po pierwsze deficyt w
|ZUS ma kilka przyczyn:
- emigracja rodaków za chlebem (zdecydowana większość, jak nie wszyscy w wieku produkcyjnym)
- spadek dzietności do poziomu 1,3 – co w dłuższej perspektywie gwarantuje nam starzenie się społeczeństwa. Mniejsza ilość młodych będzie musiała płacić na większą grupę emerytów)
- utrzymanie przywilejów dużych grup zawodowych – m. in. żołnierze, górnicy
- wysokie koszty pracy czego efektem jest ucieczka w szarą strefę i niepłacenie podatków w ogóle.
Żaden
z powyższych nie dotyczy OFE. Sądzę, że można wysnuć odwrotny
wniosek. Od kiedy OSZCZĘDZANIE jest równoznaczne ze zwiększaniem
zadłużenia? Faktem jest, że OFE posiadają znaczną część
kapitału ulokowaną w obligacje, jednak gdyby tych obligacji nie
kupiło OFE, kupił by je inny prywatny podmiot, więc bilans
zadłużenia naszego kraju by się nie zmienił. Przecież obligacje
nie zostały wyemitowane po to aby OFE mogły je kupić tylko po to
aby państwo (rząd) zdobyło pieniądze na bieżące potrzeby.
Niestety
nawet dziś aktualne są słowa sprzed 150 lat Aleksa de Tocqueville:
„Nie ma takiego okrucieństwa, ani takiej niesprawiedliwości, której nie mógłby popełnić skądinąd łagodny i liberalny rząd - jeśli zabraknie mu pieniędzy”
W
związku z powyższym rząd z decydował o przeniesieniu środków
zgromadzonych w OFE w obligacjach do ZUS. Chodzi o kwotę niemałą
bo ponad 120 mld zł. Sam premier na konferencji prasowej dał wyraz
celom jakim ma ten zabieg służyć. Szacuje się, że owa
nacjonalizacja spowoduje spadek długu publicznego o ok. 8% co
pozwoli na dalsze zadłużanie się w najbliższych latach. Pamiętać
należy, że w niedalekiej perspektywie szykują się kolejne wybory
parlamentarne, przed którymi trzeba będzie trochę poobiecywać i
porozdawać. A trzeba mieć z czego.
Należy
pamiętać również, że zmniejszy się jedynie oficjalne
zadłużenie, które nie uwzględnia między innymi zobowiązań
wobec przyszłych emerytów. Dług nieoficjalny powiększy się o
wspomniane wcześniej 120 mld zł i jest tylko kwestią czasu kiedy
przyjdzie czas jego spłaty. Ale wtedy rządził będzie już ktoś
inny i to on będzie musiał się o to martwić.